"Bug w Ogniu" Męstwo i odwaga (dot. m. Orla, Ogrodniki) (Białoruś)

Ocena użytkowników: 3 / 5

Gwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna
 

Męstwo i odwaga

Aleksander Karpowicz Szańkow (Александр Карпович Шаньков)

 

W czerwcu 1941 roku chorąży (младший лейтенант), dowódca plutonu.

Jego schron bojowy przez dwie doby wytrzymywał nacisk przeważających sił wroga.

Odznaczony Orderem Czerwonej Gwiazdy i medalem „Za Zwycięstwo Nad Niemcami”

 

ze zbioru wspomnień „Bug w Ogniu” ( Буг в огне)

materiały zamieszczone na stronie Военная Литература (http://militera.lib.ru) w dziale „Wspomnienia”

 

tłumaczenie: Piotr Tymiński „Snuffer” (www.kriepost.org)

 

 

W kompanii mieliśmy 6 ukończonych i stosunkowo nieźle wyposażonych schronów bojowych. Dowodzili nimi chorążowie P.I. Moskwin (П. И. Москвин), A.J. Oriechow (А. Я. Орехов), I.T. Glinin (И. Т. Глинин), N.I. Miszurienkow (Н. И. Мишуренков), Sz. J. Lewit (Ш. Я. Левит) i ja. Poza tymi schronami w walce brał udział jeszcze jeden nieukończony DOT. Nasze pozycje znajdowały się w rejonie wsi Orla (Орля).

Dobrze pamiętam swój DOT. Miał dwie kaponiery, w każdej po jednym dziale 76mm sprzężonym z ciężkim karabinem maszynowym „Maksim” (zachowuję to oryginalne słownictwo autora, niemniej nie było działa 76,2 mm sprzężonego z ckm-em, występowały one wyłącznie samodzielne na stanowisku typu Ł-17, być może autorowi chodzi o stanowisko DOT-4 gdzie działo 45 mm było sprzężone z Diegtariewem DS. Może też to być po prostu błąd w skanie/druku – przyp. tłum.). Przy obu wejściach – po strzelnicy na ręczny karabin maszynowy. Niestety, rkm-ów nie posiadaliśmy. Pluton, z którego składał się garnizon DOT-a, miał trzy sekcje: po dwie do obsługi dział z ciężkimi karabinami maszynowymi i trzecią, która miała obsługiwać ręczne karabiny maszynowe.

Prawie cały kwiecień 1941 roku skład osobowy znajdował się nieprzerwanie w schronach bojowych. Uzbrojenie zostało oczyszczone z zimowego smarowania, dostarczono amunicję i żywność.

Jednakże na początku maja nadszedł nowy rozkaz i załogi zostały wyprowadzone z DOT-ów. Żołnierzy ponownie zakwaterowano w koszarach, około kilometra od schronów, a oficerowie wrócili do rodzin. Żywność oraz amunicję strzelecką i artyleryjską z powrotem przemieszczono do magazynów kompanijnych. Przy czym pociski zakonserwowano, obficie paćkając smarem, i przygotowano do dłuższego składowania. Tym sposobem gdy wybuchła wojna, poza kilkoma skrzynkami amunicji w schronie plutonu ochrony, w DOT-ach nie było ani amunicji ani żywności.

Po ataku hitlerowców przyszło nam zajmować pozycje pod ogniem. Spowodowało to większe straty. Z 18 chorążych i żołnierzy mojego plutonu do schronu przedostało się tylko 5, potem przybiegło jeszcze trzech wopistów. Ja byłem dziewiąty. Już podczas walk żołnierze musieli czołgać się do kompanijnego magazynu po amunicję strzelecką, pociski i zaopatrzenie. Wtedy w schronie zostawałem tylko sam z wartownikiem. Od samego początku wojny pozycje kompanii znalazły się w okrążeniu.

Wszyscy obrońcy DOT-ów z naszej kompanii twardo się trzymali. Szczególnie zawzięcie ostrzeliwały się DOT-y chorążych Moskwina, Oriechowa i Glinina. Przeciwnik zastosował pociski zapalające. Zaczęły się pożary gdyż całe maskowanie było suche.

Dowódca kompanii, por. S.I. Wiesiełow (С. И. Веселов) poległ pod koniec drugiego dnia. Wyszedłszy ze schronu starał się zorientować w sytuacji. Niedługo po śmierci Wiesiełowa, ok godziny 18:00 w dniu 23 czerwca, hitlerowcy zdobyli i mój DOT. Do tego czasu prawie nie było już amunicji: to co ludzie przytaszczyli pierwszego dnia właśnie się kończyło, a nowej amunicji nie było skąd wziąć – magazyn wyleciał w powietrze już 22 czerwca. Od uderzeń pocisków wyrwało z obsady peryskop w izbie dowodzenia. Potem, po wybuchu, który nas dosłownie ogłuszył, zamilkła lewa kaponiera (tak w oryginale – przyp. tłum). Schrony obsadzane przez naszą kompanię nie były ukończone i ponieważ nie było ich wiele to nie mogły dobrze kryć się wzajemnie ogniem. Wykorzystując to, wroga piechota i saperzy przedostali się pod sam DOT i zaczeli zarzucać go wiązkami granatów, zalewać łatwopalnymi cieczami. Przez otwory wentylacyjne do wnętrza przedostawały się gazy. Przy wybuchu odniosłem cztery rany – w rękę, nogę i w klatkę piersiową. Znajdujący się wraz ze mną wopiści zostali ranni i wkrótce skonali. Hitlerowcy wyciągnęli mnie na zewnątrz i wraz z innymi ciężko rannymi przerzucili najpierw do obozu jenieckiego w Białej Podlaskiej a potem do Miasteczka Płd pod Brześciem (niegdyś miasteczko wojskowe, miejsce stacjonowania różnych jednostek radz., przed wojną okolice Kotelni Podm/Przedm. Wołynka, obecnie w granicach Grodna – przyp. tłum.) . Lekarz Machowienko (Маховенко) założył mi opatrunki i wsadził rękę w gips.

Już w obozie jenieckim podszedł do mnie człowiek, którego rozpoznałem jako pułkowego komisarza I.G. Czepiżenko (И. Г. Чепиженко). Słyszałem, że został ciężko ranny i nieprzytomny wzięty do niewoli. Czepiżenko uporczywie przygotowywał ucieczkę. Ze łzami w oczach błagałem aby zabrali mnie ze sobą, ale... wydostawać się trzeba było tunelem ciepłowniczym a tam nie każdy zdrowy da radę. Dzień przed planowaną ucieczką zdjęli mi gips, ale od obozowego „jedzenia” ręka się nie zrosła. Tej samej nocy Czepiżenko uciekł wraz z grupą 13 ludzi. Widziałem też w obozie w Białej Podlaskiej chor. A.W. Eśkowa. Razem kończyliśmy kurs chorążych, ale on potem służył w 17 batalionie. Ja byłem nieźle poturbowany, ale on jeszcze gorzej: ranny w nogę, na rękach i na twarzy ogromne oparzenia, potwornie wycieńczony.

Po wojnie od mojej żony, Olgi Borysownej (Ольгa Борисовнa), dowiedziałem się jak przebiegała dalsza walka na odcinku naszej kompanii, a także jakie były losy wielu bliskich i drogich mi ludzi.

„Z niektórych bunkrów – mówiła – nasi uparcie strzelali przez trzy dni. Niemcy blokowali DOT-y. Żołnierze dosłownie bili się do śmierci. Po walce, jak wszystko ucichło, my – grupa kobiet, obchodziłyśmy bunkry, w których walczyli nasi mężowie. Wszystko porozbijane, dookoła leżeli zabici. Przy jednym bunkrze 12, w innym 18 ludzi. W dwóch schronach pośród zabitych widzieliśmy chor. Miszurienkowa i chor. Oriechowa. Trupy swoich żołnierzy hitlerowcy pozabierali. Naszych, tam gdzie się dało, myśmy chowały.”

Wielostrzelnicowy DOT położony koło zagrody osadnika Krzywickiego (Кривицкого) trzymał się przez trzy doby. Nie posiadał uzbrojenia ani wyposażenia. Bronili się w nim żołnierze z naszej kompanii, budowlańcy, wopiści. Mieli tylko broń osobistą – pistolety, karabiny i kilka ręcznych karabinów maszynowych. Ostatniego dnia Niemcy wystrzelili na DOT 150-200 pocisków, użyli granatów dymnych i gazowych. Niestety, nie znamy nazwiska oficera, który dowodził obroną.

Odważnie biła się załoga DOT-a chor. I.T. Glinina, położonego na uroczysku Kozieńce (Kozieńskie?) (Козеньскe). Hitlerowcy proponowali kapitulację – żołnierze odpowiadali ogniem. Gdy skończyła się amunicja chor. Glinin pod osłoną nocy wyprowadził z DOT-a pozostałych żołnierzy, po czym ukryli się na błotach. Ale przejść linii frontu się nie udało, pierścień okrążenia był zbyt szczelny i grupę pojmano. Wszystkich ich — chor. Glinina, sierżanta Mikołaja Borodawkę (Николай Бородавкa) i jeszcze dwóch nieznanych żołnierzy — faszyści brutalnie rozstrzelali przy ścianach bunkra, w którym tak dzielnie się bili.

Tak walczyli dowódcy i żołnierze naszej kompanii.

Dopiero niedawno pokazano mi w Muzeum Obrony Twierdzy Brzeskiej interesujący dokument, z którego dowiedziałem się jaka jednostka z nami walczyła. W dzienniku działań bojowych Grupy Armii „Środek” widnieje wpis z data 24 czerwca 1941 roku: „167 DP z 67 korpusu zajęła po południu grupę umocnień koło Orli”.

Los doświadczył też ciężko nasze żony. Moja żona wraz z dziećmi początkowo ukrywała się u chłopów, potem wywieziono ją do getta w Czernawczycach (Чернавчицы) gdzie groma dzono rodziny wojskowych. Przeżyła tylko cudem. Żonę ppor. Borisowa (И. М. Борисов) z naszej jednostki rozstrzelano razem z dziećmi w Żabince (Жабинкa), żonę chor. Lewita (Ш. Я. Левит) rozstrzelali w Brześciu.