Grupa Badawcza Kriepost

Fortyfikacje Linii Mołotowa 1940-41

Facebook

Facebook

„Wspomnienia” - Paweł Michajłowicz Rudźko (2 pluton 8 komp. 3 bat. 213 pp 56 DP), (dot. okolice m. Sonicze, Kanał Augustowski (Białoruś)

Ocena użytkowników: 1 / 5

Gwiazdka aktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna
 

Wspomnienia

Paweł Michajłowicz Rudźko (Павел Михайлович Рудько)

sierżant - pomocnik dowódcy 2 plutonu 8 kompanii 3 batalionu

213 pułku piechoty 56 dywizji piechoty

(сержант, помощник командира 2-го стрелкового взвода 8-й стрелковой роты 3-го батальона

213-го стрелкового полка 56-й стрелковой дивизии)

 

wywiad zapisany i udostępniony przez Wasilija Bardowa (Василий Бардов)

z materiałów zamieszczonych w dziale „Wspomnienia” na www.rkku.ru

 

tłumaczenie: Piotr Tymiński „Snuffer” (www.kriepost.org)

 


 

Rudźko:

Byłem młodszym dowódcą i kiedy miałem wolne nie opuszczałem miejsca zakwaterowania (letniego obozu). Krótko nas wtedy trzymali. Nie to co teraz, gdzie każdy łazi jak chce. Dowódców kompanii było u mnie kilku ale w jakim byłem plutonie – niestety już nie pamiętam. Był u mnie Stiepanow (Степанов), a Iwanowów (Иванов) to ze trzech było. Najpierw byłem w ...., a potem w drugim plutonie. Cały czas byłem z żołnierzami. Jak były zajęcia ze snajperki – byłem na nich – to namioty mieliśmy zaraz obok, tam gdzie batalion stacjonował. Kto te zajęcia prowadził, nie pamiętam. Dowodził u nas Stiepanow (Степанов), był znakomitym strzelcem. Czasem szliśmy do lasu na zajęcia – mieliśmy nasze zwykłe Mosiny tylko z wierzchu się jeszcze przyczepiało celownik optyczny. Pamiętam jak nam zorganizowali zawody strzeleckie: stawiają dwóch żołnierzy w lesie i dawaj... Dał mi ze dwa czy tam trzy naboje. Trafiłem, ale nie całkiem tak jak trzeba.

„Zielony jesteś, nie nadajesz się” - powiada. „Dajcie no jeszcze ze trzy” - mówię. „Nie” - mówi - „ Po co mam marnować naboje”.

Bardow:

(cytuje wspomnienia zastępcy dowódcy batalionu, por. P.S. Wieszczunowa (П.С.Вещунов): „Niedaleko od nas stacjonował 38 batalion rozpoznawczy (10 samochodów opancerzonych BA-10 i tankietka)... dowodził nimi mężny kapitan Zacharienko (Захаренко)”.

Rudźko:

Tak, byli tam i stali razem z nami, z prawej strony (jak stać twarzą na północ to w stronę kanału). Mieli taki malutki czołg. Ten batalion dopiero co przysłali, może na tydzień-dwa przed wojną. Rozłożyli się po prawej, sprzęt tam stał. To było w lesie. Pamiętam, że taśmę po lesie przeciągnęli, za nią namioty rozłożyli, na prawo od nas. Ja tam gdzie oni stali nie chodziłem, nie miałem czasu, ale wiem, że tam ich sprzęt stał. Może i samochody pancerne były ale to nie od nas z pułku bo u nas żadnych takich nie było, czołgów też nie, niczego nie było. Mieliśmy tylko przeciwpancerne „czterdziestki piątki” i polówki 76-mm.

Wieszczunow (cyt):

„Równo o 3:45 rano od strony granicy rozległy się trzy wystrzały artyleryjskie, pociski rozerwały się z przodu, przed naszym obozem. Oczywiście poderwało nas na równe nogi. Z początku nie wiedzieliśmy o co chodzi ale zaraz gruchnął grzmot artylerii i cekaemów wzdłuż całej granicy, z prawa i z lewa. Pułk od razu przyjął szyk bojowy i wtedy pojawił się nad nami niemiecki samolot zwiadowczy (Fockewulf-189), który był podobny do ramy. No iat go od razu nazwali: „rama”.

Bardow:

Tak było?

Rudźko:

Tak.

Wieszczunow (cyt):

”Nasze zenitówki od razu otworzyły do niego silny ogień, ale mimo, iż leciał bardzo nisko to nie mogli go strącić”.

Rudźko:

Ani razu nie trafili. I leci nad lasem, niby nie za wysoko (a wtedy całe te zenitówki to były sprzężone po czter y Maksimy na ciężarówkach ZIS, trzytonówkach). W sumie to strzelali a on sobie latał i „polewał”. Ale sam ten zwiadowca jeszcze nie tak nas niepokoił: przeleci, popatrzy, doniesie swoim, a stamtąd nam już podrzucają pociski”.

Bardow:

A te zenitówki to, mówili, że niedaleko sztabu stały? Pamiętacie gdzieście je widzieli?

Rudźko:

A gdzie tam, nie pamiętam. Ale jak żeśmy potem odchodzili z obozu to widziałem jak stał tam taki jeden samochód. Ale nie było już do kogo strzelać i tak sobie tylko stał. Niemcy na nas tak od razu nie poszli. Po tym jak nas ostrzelali tośmy wyszli pobrać amunicję; zanim nad kanał nie poszliśmy to żeśmy nic nie mieli. Całe zaopatrzenie kompanii po namiotach było, nic nie rozdawali, stał wartownik i odpowiadał ca cały ten majdan. No i jak nas ostrzelali to wyskoczyliśmy zaraz – naboje trzeba brać. Biegniemy do starszego sierżanta: „Dawaj naboje!” A on zaczyna je liczyć. Ja, że niby pomocnik dowódcy, mówię: „Czego liczysz? Potem będziesz liczył! Już, chłopcy, brać co się da! Pakujcie po kieszeniach, byle gdzie, ile się da!”.

Bardow:

Wiedzieliście już, że to nie prowokacja?

Rudźko:

Jasne! No i nabraliśmy amunicji, poszliśmy. Koło kanału żeśmy stanęli, trochę się nabojów podładowało, dyski ponapełnialiśmy (miałem automat PPD – dużo u nas było automatów na kompanii, przezbroili nas już, dobre to nowe uzbrojenie było. Z dziesięć może tylko zwykłych karabinów było, reszta to automaty, SWT też były, te co nie za dobrze strzelały, ale i to nie za dużo, głównie automaty...).

A te dyski... Teraz to dobrze, magazynek i raz, raz, raz się wtyka. A tamte dyski... otworzyć trzeba, sprężynę nawinąć a potem w dwa rzędy układać. 61 albo 62 naboje. Teraz to 30 nabojów na magazynek, łatwo się ładuje, raz, dwa, wciska się... A wtedy – bardzo trudno się napełniało. Pamiętam dobrze: jak masz czas to nic tam... a jak się śpieszysz...

Dowódcy batalionu Bogaczewa (Богачев) i jego zastępcy Wieszczunowa nie widziałem. W Iwie (Ивье) byli, może i byli nad kanałem, może ich widziałem a już nie pamiętam. Nie było kiedy tam chodzić. Jak nas przesunęli na przednią linię to ani razu w sztabie pułku nie byłem. Miałem tam takiego dowódcę plutonu, Wasilij Ruskich (Василий Русских), pochodził z Wiatki (Вяткa).

Bardow:

A Ruskich był z wami jak żeście pobrali amunicję i pobiegli nad kanał?

Rudźko:

Tak, był. Był na przedniej linii, a Czudinowa (Чудинов) nie było, on był dowódcą kompanii. Nie było go, pojechał gdzieś do żony. Nie wiem gdzie tam ona była, we wsi czy w Grodnie. Później się pojawił, widziałem go jak już żeśmy się cofali, potem znowu zniknął. A nad kanałem... to wydaje mi się, że go nie widziałem, nie miałem czasu patrzeć, łazić – wojna dookoła.

Ja zajęliśmy pozycje to jeszcze chodziłem po przedniej linii, tu, tam; byłem dowódcą pododdziału i pomocnikiem dowódcy plutonu i... Do tego nie nałożyłem hełmu: chodzę tak - oddziały zajęły obronę, a Niemcy zaczęli (nas) ostrzeliwać (huku było dużo, ale póki co nie było bezpośrednich trafień) wszyscy wyglądali jakby na ćwiczenia szli (u nas na ćwiczeniach strzelali ślepakami). A tu jeszcze lasu kawał był przed nami...

A potem, jak zaczną po nas walić z moździerzy... A obok zaprzęg stał, para koni co ciągnęła przeciwpancerną „czterdziestkę piatkę”. Niemcy jak łupnęli... jednego konia zabiło, drugi poleciał, na bok go odrzuciło. Z tego zabitego krew się polała (koń ma przecież dużo krwi) i dopiero wtedy do mnie dotarło, że wojna. A do tej pory wszystko przypominało ćwiczenia – no i dlatego tak bez hełmu latałem. No, a potem, jak już krew zobaczyłem – to wojna.

No i przybiegliśmy nad kanał. Jednemu oddziałowi dałem rozkaz: “ Bliżej do kanału...” (zająć obronę). Brzeg od naszej strony był stromy.

Po prawej, trochę wyżej, był z tyłu nasz DOT a my tak troszkę w dole zajęliśmy obronę; z prawej strony DOTa, w stronę kanału, jeszcze oddział chłopaków był. Droga na Kadysz i most na kanale były gdzieś z kilometr na prawo od nas, może i mniej, nie chodziłem tam ani razu. W zasięgu wzroku mostu nie było. Z tej strony, na prawo od nas, z tyłu – las, za kanałem – las. A kanał nie płynie prosto – kręto. Ten DOT strzelał. Tak mi się wydaje, że tam mieli działo i cekaem ale do schronu nie łaziłem. Ten bunkier bił po Niemcach i na pewno im przeszkadzał, nie mogli się przemieszczać, widok z niego był bardzo dobry, tam polana na dwa kilometry. No, chłopcy to tak mówili, że jak Niemcy szli do ataku i ich odrzucali to natłukli ich całą kupę. Przecież oni szli i podpici, możliwe, że niejeden zdrowo sobie pociągnął: furażerki mieli za pasy pozatykane, rękawy podwinięte, niektórzy w hełmach, a inni to nawet i bez hełmów. A kosili ich tam i kosili: pójdą, natłuką ich i znowu od nowa. No i do tego DOTa Niemcy walili, walili z moździerzy i jak żeśmy odchodzili znad kanału to on cały już nie był.

Z lewej może i był DOT – nie pamiętam. Może tam – dalej był, a my o, tu – zajmowaliśmy obronę. Rozłożyliśmy się, oddział zajął obronę i zamyśliłem zrobić tak samo – trzeba okop wykopać, tam nie było okopów – niczego nie było, sami kopaliśmy. Maleńkimi łopatkami saperskimi – zawsze nas ratowały. W wojsku są okopy do pozycji „leżąc” i „stojąc”. To ja najpierw wykopałem „leżąc”. Poleżałem tam, poleżałem. Walka tak trochę przycichła. Niemcy postrzeliwali z moździerzy ale nas tu specjalnie nie cisnęli. Potem jakoś mi się zrobiło niewygodnie, nisko coś, nic stamtąd w górę za bardzo nie widzę. No i przesunąłem się z 5-6 metrów, albo z dziesięć, do przodu i tam sobie wykopałem okop „stojąc”. Stoję, trochę go podmaskowałem. Za dobrze to go nie maskowałem, czasu nie było żeby dobrze zamaskować. Niemców tymczasem tu nie było widać, gdzieś tam dalej byli. Aż nagle jak tu zaczęli przygotowanie artyleryjskie z moździerzy... bili, bili. I walnęło raptem tak z metr, półtora ode mnie, obok okopu trafiło... Sosna tam rosła. Ścięło ją z metr od ziemi, podmuch mnie uderzył, ziemia się od góry posypała, upadłem, ogłuszyło mnie. Potem troszkę oprzytomniałem, myślę: „Ranny jestem czy co?” Niemcy jeszcze ognia nie przerwali, na pewno z moździerzy strzelali, bo w takim przypadku jak strzelają o, tutaj, a potem dają trochę wyżej to ze trzy metry albo i lepiej przenoszą.

I dalej to już przestrzeliwali. Nie czekałem aż się skończy ostrzał, podniosłem się i wyłażę... aż tu mnie z tyłu coś walnie! Rzuciło mnie z powrotem, siedzę i myślę: „nie, lepiej się nie wychylać póki się nie skończy”. Potem zaczęli strzelać dalej, dalej i dalej. I jak tam jeszcze dalej łupnęli to ja się podniosłem, wstałem. Jak przerwali ostrzał to wylazłem, patrzę, patrzę i widzę, że w ten okop co go najpierw wykopałem pocisk idealnie trafił... Pierwszego dnia... Jakby stamtąd widok dobry był to bym i nie przełaził do przodu. Pewnie jeszcze bym się głębiej okopał – do „stojąc”. Metr albo półtora... tak trafili.

Bardow:

A jak Niemcy na was wyszli ze skraju lasu to od razu żeście ich „kosić zaczynali” czy dawaliście im dojść do kanału i dopiero potem otwieraliście ogień? Udało się któremuś dojść do kanału czy nie?

Rudźko:

Nie. O, tu żeśmy byli, kanał był z prawej – a z tej nie było. Potem jak zaczęli... bili, bili, bili. No i na drugi dzień ten oddział z naszego plutonu co był na prawo od nas tak przycisnęli, że już nie mogli się utrzymać, a to od nas z 50-100 metrów było. To krzyczę: „Tutaj! Tu biegniejcie!”. No i kopać dalej czasu nie ma, a Niemcy bija i biją.

Mówię: „Rozproszyć się! Skaczcie w okopy!”. No i jak stamtąd uciekali to do mnie jeden wskoczył, inny do drugiego, trzeciego... I wtedy, nie wiem skąd, kula jakaś zabłąkana tego co do mnie wskoczył w rękę raniła. Ja, o, tu, z lewej stałem, a jego raniło. A chłopakowi - krzepki taki był, sybirak – zaraz słabo się zrobiło. Miałem wodę w manierce. Ja do niego: „Masz, popij, może będzie lepiej”. Pociągnął.

Potem walka trochę przycichła. Okop głęboki, a on sam już nie daje rady z okopu wyleźć. To krzyknąłem tam komuś: „Dawaj tu który, wyciągniemy chłopaka!”. Wyciągnęliśmy go i mówię: „No, idź do naszego batalionu sanitarnego. Dojdziesz?”

Odszedł już trochę i mówi: „Dojdę”. Poszedł i już go potem nie widziałem... co z nim, gdzie?

Bardow:

A Niemców do kanału na waszym odcinku nie dopuściliście?

Rudźko:

Wtedy – nie, wtedy u nas nic się nie działo.

Bardow:

„Nic się nie działo” to znaczy jak: raz zaatakowali a potem tylko z moździerzy strzelali czy potem też atakowali?

Rudźko:

Nie, oni no... tu byli, na wprost, szli stamtąd, a tu na prawo od kanału to ich nie widziałem.

Bardow:

Na wprost to znaczy gdzie, bardziej na lewo od was?

Rudźko:

Tak, troszkę na lewo no, ale tam, taki występ... las jest, tak wyżej trochę. No i stamtąd tu leźli, ale żeby tu do kanału to ja nie...

Trzeciego dnia zaczęliśmy się wycofywać – według mnie, na trzeci dzień. Ale tam (koło mostu) DOTa nie widziałem. Wiem, że go tam budowali, ale ten co strzelał, to tu, do mostu był bliżej – jak na most jechać, to z lewej strony.

Wieszczunow (cyt):

„Pierwszego dnia nasz pułk nie przepuścił ani jednego Niemca przez kanał. Do pułku zaczęli przyłączać się żołnierze z innych oddziałów, pogranicznicy, którzy pierwsi przyjęli na siebie uderzenie”.

Rudźko:

Tak.

Wieszczunow (cyt):

„Tego dnia Niemcy obeszli nas i przerwali się do miasteczka Sopoćkinie, ale szybko się wycofali – odrzucono ich. W walce brała udział 7 i 9 kompania i kilka samochodów pancernych z batalionu zwiadu.”

Wiecie coś o tym?

Rudźko:

Samochodów pancernych to ja nie pamiętam, a co do kompanii to nas tam nie było, nasza kompania 8-ma była. Ja tylko słyszałem - jak ich pogonili i już wracali stamtąd - to opowiadali, tak słyszałem: „Poszliśmy, no i wyrzuciliśmy stamtąd Niemców”.

Nakoniecznikow (cyt):

„Mniej więcej 20-22 października 1940 nas, poborowych z obwodu rostowskiego, przywieźli do Lidy. Tam się wyładowaliśmy i skierowano nas do m. Iwie gdzie wtedy stał nasz 213 pułk piechoty”.

Rudźko:

Tak, staliśmy tam.

Nakoniecznikow (cyt):

„Szybko nas podzielono:

  • część roztowczan trafiła do oddziału zwiadu
  • część – do kompanii łączności
  • a reszta (w liczbie 20) – do szkółki pułkowej (wśród nich i ja)

Szkółka mieściła się w domu zaraz obok kościoła.

Rudźko:

Tak, gdzieś tam.

Nakoniecznikow (cyt):

„18-19 grudnia nasz pułk przeszedł do Grodna. Maszerowaliśmy przez 5 dni, po czym szkoła pułkowa razem z 2 batalionem zakwaterowała się na przedmieściach Grodna. Pozostałe pododdziały stanęły w m. Folusz (Фолюш – obecnie w granicach Grodna, w zach. części miasta – przyp. Tłum). Uczestniczyłem w paradzie pierwszomajowej gdzie nasza szkoła, idąc na czele pułku, maszerowała najlepiej ze wszystkich. W nagrodę byliśmy na koncercie w m. Folusz w dniu 2 maja (byłem tam 1 raz). Defiladę przyjmował gen. dywizji Kuźniecow (генерал- лейтенант Кузнецов). Począwszy od 14 kwietnia codziennie trenowaliśmy po cztery godziny więc nieźle żeśmy się napocili.

Rudźko:

Tak, na defilady dobrze wtedy musztrowali.

Nakoniecznikow (cyt):

„ A nocą 3 maja pułk wyszedł z Grodna do obozu letniego”.

Rudźko:

O, dobrze pisze – 3 maja. A nie, że Wieszczunow mówił – 8-go. Właśnie tak, ja sam...

Bardow:

Tak więc Nakoniecznikow potwierdza wasze słowa.

Rudźko:

Tak, pamiętam jak żeśmy wychodzili na defiladę 1-go maja. Pamiętam, wychodzimy, dowodził wtedy ppor. Czudinow , a Wieszczunow był już zastępcą dowódcy batalionu. Nie pamiętam czy Czudinow przyszedł czy nie przyszedł – nie zdążył wtedy przyjść do kompanii na czas... Wcześnie żeśmy szli, wyszliśmy tylko z Foluszy, a mój dowódca plutonu – Ruskich – też nie przyszedł; a mieszkał we wsi Łosośna (Лососно), żonę miał, dzieci nie mieli, młodzi wtedy jeszcze byli.

Przyszedł Wieszczunow. Chodzi... (a Wieszczunow był służbista... i klął jak szewc. Pamiętam, w Estonii, idziemy gdzieś, a on wtedy jeszcze był dowódca plutonu. Wtedy często żeśmy gdzieś tam chodzili...). Podczas marszu ktoś tam w kolumnie przeklina okropnie, Wieszczunow do niego skacze i jak go nie załatwi w trymiga: że niby co, onuca ci się do jęzora przykleiła? Od razu do rozumu się wracało.

Nakoniecznikow (cyt):

„W czerwcu 1941 porozdzielali nas, kursantów pułkowej szkoły, po kompaniach. Zostałem dowódcą drużyny i trafiłem do 2 plutonu 8 kompanii.

Bardow:

Wychodzi na to, że do was?

Rudźko:

Do nas, ale ja nie pamiętam. Może i on dopiero co przyszedł, nie zapamiętałem. Ale jak trafił do pierwszego plutonu, to nie do nas, to na pewno do Stiepanowa. Wydaje mi się, że Stiepanow tam dowodził. Jak Stiepanow zaczynał wojnę to nie był dowódcą plutonu, a był pomocnikiem dowódcy kompanii od musztry – jak Wieszczunow w batalionie, dokąd przeszedł. On u nas był dowódca kompanii póki go nie zabrali na batalion. O, i tak u nas Stiepanow był. I był jeszcze taki blondyn, dowódca plutonu (zapomniałem nazwiska), cekaemista, swoi go ranili.

Wieszczunow (cyt):

„Nasza 8 kompania zajmowała obronę na skraju lasu, na podwyższeniu terenu, za 100-150 metrów od kanału. Z lewej strony, blisko, obok nas nikogo nie było, a z prawej strony – do drogi, to nie wiem, kto był. To przez pierwsze godziny. Wieczorem wróciliśmy do obozu i siedzieliśmy tam dwa dni.

Rudźko:

Nigdzie nie odchodziliśmy: jak raz zajęliśmy linię obrony to już tam żeśmy siedzieli. Kanał mieliśmy po prawej, nie z przodu, tak troszkę na prawo, tam jeszcze trochę się teren obniżał. Może tak nas trochę opływał i dalej płynął w stronę mostu. To było dawno, a jak tam nie za bardzo wtedy łaziłem, nie miałem czasu.

Wieszczunow (cyt):

„ Z lewej strony, blisko, obok nas nikogo nie było...”.

Rudźko:

Że niby jak, z lewej nie było? Na lewo był 1 batalion, po sąsiedzku. Co to znaczy „nie było”? Był, na lewo od nas! Dajmy na to, my byliśmy tam – staliśmy na zachód, zajęliśmy obronę. Na prawo od nas – do kanału Augustowskiego – nikogo nie było, ale tam zostało 100-200 metrów do kanału, do samego. Na prawym skrzydle mieliśmy pododdział. Niemcy ich przegonili moździerzami i przebiegli tutaj, do nas. I na drugi dzień już tam ich nie posyłaliśmy...

Bardow:

No, ale rejon, który zajmowali trzymaliście już pod ostrzałem.

Rudźko:

Tak

Bardow:

Bez szkody dla...

Rudźko:

Tak, a z lewej strony – tu był batalion. Tu nasza kompania zajmowała (pozycję). Nie pamiętam, które to plutony, gdzie tam który siedział... A dalej to jeszcze działo 45- mm stało, pułkowe nasze. I kiedy tam poszedłem, szedłem i szedłem, tam gdzie obronę zajmowali, zaczął się ostrzał artyleryjski...

Bardow:

A pamiętacie może; koło was naszych moździerzystów nie było?

Rudźko:

No, mieliśmy swoich moździerzystów, kompanijnych. Byli wtedy...

Bardow:

„Samowary” na nich mówili?

Rudźko:

Tak, malutkie takie, na plecach taszczyli. Pociski takie maleńkie. Jak jeszcze w partyzantce byliśmy to gdzieś taki znaleźliśmy. I pocisków z dziesięć. Bywało, że jak walniemy z nich po Niemcach – a ci krzyczą, że artyleria się ruszyła (a żadnej nie mieliśmy) i dają drapaka.

Bardow:

A batalionowych nie widzieliście? Kompanii moździerzy?

Rudźko:

Nie, wydaje mi się, że mieliśmy batalionowe moździerze albo pułkowe – cos tam było – ale ja nie widziałem, nie pamiętam już.

Bardow:

(pokazuje mapkę Nakoniecznikowa)

Rudźko:

Mogło tak być. Ja byłem człowiek zdyscyplinowany, nam nie pozwalali gdzieś tam łazić, włóczyłeś się, to zaraz zdrowo brali w obroty. Spotkałem Wieszczunowa, a on mówi: „A tego tu, znasz?”. A ja mówię: „A skąd mam go znać jak mnie za drzwi nie puszczasz?”.